mam urodziny, a raczej miałam. dobrze jest nie zaznaczać
tego dnia na facebookowym profilu, bo widzisz, kto pamięta naprawdę. przyjaciele
zrobili mi niesamowitą niespodziankę, wpadając i jedzeniem, alkoholem,
przekąskami i dwoma biletami na Happysad w Tychach, które były w papierowej kopertówce,
wyglądającej na prawdziwą, z dedykacja od przyjaciół
zza magicznej kurtyny.
wczoraj odwiedziła mnie rodzina i nawet nie czułam się
nieswojo, jak to zwykle bywa.
mam dwadzieścia pięć lat. i po tym strasznym remoncie
zamieszkam z Nią, Miłością mojego życia, z moim oddechem, z moją „Osobą”. nie
będę musiała sobie wyobrażać, że przytula się do mnie w nocy, tylko tak będzie.
będzie mnie budzić całusem, a ja mamrocząc mimowolnie będę niemiła.
mam dwadzieścia pięć lat i kończę studia, moje prace chcą
wystawiać w Berlinie i Serbii. a dziś nawet zadzwoniła Pani mówiąc, że
zakwalifikowałam się do drugiego etapu rekrutacji i jak dobrze pójdzie dostanę
pracę. (trzymajcie kciuki, bo będzie nam o wiele lżej.)
mam dwadzieścia pięć lat i mam tyle, co jeszcze rok temu
było nie do wyobrażenia. urodziny były dla mnie zawsze czymś strasznym,
tragicznym bilansem porażek, a w tym roku? odpukać, sukcesy.
mam dwadzieścia pięć lat i jestem szczęśliwa.
remont w toku, jest to ciężki okres, bo już mieszkanie jest,
ale jeszcze nie do użytku, pełno kompromisów, gdyż ona uwielbia ciepłe kolory,
ja zimne, rustykalne. ale to nieważne. może pomalować jak chce, tylko niech
będzie w tym pokoju i nigdy niech nie odchodzi.
chcemy razem zacząć pisać bloga, Ona napisze, czasem, coś
mądrego, ja coś ugotuję, albo palnę głupotę, tylko zastanawiamy się nad nazwą. chcemy
pokazać normalność i nudę.